30 czerwca 2019

Wiejska sielanka (3)

3/3

- To jest przerażające, Elizabeth – odezwała się roztrzęsiona Jeannie przy obiedzie.
Nikt nie jadł. Każdy wpatrywał się w stół nieobecnym wzrokiem. Tylko lady Night zajadała ze smakiem udko indyka.
- To bardzo smutne – odezwała się – Nie mam pojęcia, kto za tym stoi.
- Może powinniśmy wyjechać? – zaproponował John.
- Zostańcie. Potrzebuję was. Ciebie, John najbardziej. W końcu jesteśmy rodziną.
Pokiwała smutno głową i odłożyła sztućce.
John przez chwilę nie odrywał od niej wzroku. Cioteczka coś ukrywała. Śmierć bliskich jej osób obeszła ją tak jak zeszłoroczny śnieg.
Lady Blythe zaproponowała, że nie będzie się narzucać i wyjedzie bez zwłoki, aby dać rodzinie chwilę wytchnienia i samotności. Lady Night zaprzeczyła gwałtownie.
- Moja droga, nie wyganiam cię. Zostań tak długo jak zechcesz.
Miała przy tym zrozpaczoną minę. Pojedyncza łza spłynęła z jej policzka. Otarła ją czym prędzej haftowaną chusteczką.
- Potrzebuję kogoś, kto byłby dla mnie wsparciem w tej trudnej chwili – wyszeptała.
- Zostanę – zdecydowała poruszona lady Blythe.
Późnym popołudniem, kiedy słońce barwiło już ogród na pomarańczowo, udała się na krótką przechadzkę. Nie miała jeszcze okazji zobaczyć przepięknych krzaków herbacianych róż, które codziennie widziała z okna swojej sypialni. Dzień był wyjątkowo chłodny, dlatego zarzuciła na ramiona ulubiony kaszmirowy szal – prezent od zmarłego męża.
- Pięknie tu, prawda?
Lady podskoczyła jak oparzona.
- Przestraszyłaś mnie, Elizabeth – dotknęła klatki piersiowej dłonią.
Przyjaciółka usiadła obok niej i zapatrzyła się na róże.
- Uwielbiam tu przesiadywać. Teraz potrzebuję tego najbardziej.
- Przykro mi z powodu Cathie i Edwarda… - wymamrotała lady Blythe.
- Mam przynajmniej nadzieję, że policja wyjaśni sprawę, chociaż ten nowy inspektor nie błyszczy intelektem – odpowiedziała kobieta.
- Musimy być dobrej myśli. Teraz nawet ja obawiam się o swoje życie – powiedziała z wahaniem lady Blythe.
Lady Night pokiwała głową i zerwała jedną różę. Powąchała.
- Masz przepiękny szal, kochanie – zachwyciła się Elizabeth.
- Od męża. Dał mi go na naszą ostatnią wspólną rocznicę, chociaż wtedy tego nie wiedziałam.
- Zabrałaś mi go – rzuca lady Night.
- Słucham? – zapytała zaskoczona lady Blythe.
- Gdyby nie ty, byłby moim mężem. Musiałaś pojawić się wtedy w tym teatrze? Jego spojrzenie było skierowane na mnie, dopóki nie weszłaś w tej szmaragdowej sukni – powiedziała kobieta przez zaciśnięte zęby.
- Elizabeth – odpowiedziała oniemiała lady – To nie moja wina. Poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam. To znaczy, że zależało mu na mnie bardziej.
Lady wstała z zamiarem odejścia w stronę domu. Dawno nie widziała tak wzburzonej przyjaciółki. Nigdy nie rozmawiały o jej mężu w ten sposób. Minęło już tyle lat!
- Musisz za to zapłacić! – powiedziała Elizabeth podniesionym głosem, ale tak by nikt jej nie usłyszał.
Natychmiast przyskoczyła do zaskoczonej przyjaciółki i zacisnęła kaszmirowy szal na jej szyi. Kobieta przez chwilę walczyła o oddech, próbując oderwać palce lady Night, a potem wydała ostatnie charczące dźwięki, po czym osunęła się na trawę.
- Ale szal to ja sobie zabiorę, moja droga – uśmiechnęła się i przytuliła policzek do miękkiego materiału.
Ostrożnie podniosła wcześniej zerwaną przez siebie herbacianą różę i włożyła do dłoni lady Blythe. Poczuła słabe ukłucie i zobaczyła na palcu kropelkę krwi, która kapnęła w trawę.

***

Jeannie miała dość. Miała tu odpocząć, odetchnąć świeżym powietrzem i wrócić napełniona pozytywną energią do domu. A co ją spotkało? Trzy zabójstwa! Rozbolała ją głowa. Musi pójść po lekarstwo, inaczej nie przeżyje tego dnia. Migreny miała bardzo silne. Wychodząc na korytarz, zobaczyła zmierzającą w jej kierunku lady Night.
- Moja droga, masz może jakieś proszki na ból głowy? – zapytała, trzymając się za skroń.
- Blado wyglądasz – stwierdziła gospodyni – Przyniosę ci do pokoju, a ty idź się połóż.
- Dziękuję – odpowiedziała z wdzięcznością Jeannie i wróciła do sypialni.
Po kilku minutach do środka wsunęła się Elizabeth.
- Proszę.
Podała lekarstwo, które chora szybko połknęła.
- Pamiętasz mojego męża? – zapytała lady Night.
- Oczywiście. Był świetnym lekarzem. Wyleczył mnie z kilku poważnych chorób.
Kobieta przymknęła oczy.
- A wyleczył cię ze zdrady?
Jeannie otworzyła szeroko oczy.
- O czym ty mówisz? – zapytała zaszokowana.
- O waszym romansie – odpowiedziała lady ponurym tonem.
Jeannie przełknęła nerwowo ślinę.
- Skkąd wiessz? – wydukała.
- Nie jestem głupia. Śledziłam go kilka razy.
- I nic mu nie powiedziałaś?
- Powiedziałam. Przyrzekł, że zerwie z tobą kontakt. Tak też zrobił, ale ty zaczęłaś go nachodzić w domu, potem twoje wizyty u niego jako lekarza stały się coraz częstsze… - opowiadała kobieta ze zranionym spojrzeniem.
- Przepraszam – wyszeptała Jeannie.
- Zabrałaś mi męża. Straciłam przez ciebie tyle lat… A potem on umarł, a ja nie mogłam uporać się z wrażeniem, że poświęcaliśmy sobie zbyt mało czasu.
Jeannie zakaszlała i odetchnęła ciężko.
- Nie mogę oddychać – powiedziała z trudem – Co mi dałaś?
W jej oczach pojawiła się panika.
- Za chwilę będzie po wszystkim. Nie będziemy już cierpieć. Obie.
Jeannie popatrzyła na nią rozszerzonymi ze strachu oczami. Chwyciła dłońmi szyję. Oczy wyszły jej na wierzch, a oddech stanął. Na zawsze.
- Nigdy już nikogo nie zdradzisz, moja przyjaciółko…

***

- Gdzie jest John? – zapytała kamerdynera lady Night.
- Wyjechał przed południem, pani – odpowiedział spokojnie mężczyzna.
- Pozwoliłeś mu na to? Pamiętasz jaka była umowa?
- Nie zdołałem go zatrzymać. Kiedy odjeżdżał, krzyknął, że powie wszystko policji.
- Hmm, John był za bystry. Od początku coś podejrzewał – odpowiedziała zamyślona kobieta.
- Jeśli zawiadomi policję, będą tu za dwie godziny.
- Najważniejsze rzeczy mam już spakowane. Zabierz te skrzynie i walizy, które stoją koło mojej sypialni. Odjeżdżamy za piętnaście minut – powiedziała lady, odchodząc korytarzem.
Za granicą nikt mnie nie znajdzie – pomyślała, uśmiechając się – A na pewno nie będą szukać Alessandry Drahm. 

2 komentarze: