4 lipca 2019

Siatkówka, sesja i hiszpański

Czerwiec już za nami, a to oznacza dla studentów koniec letniego semestru. I sesji. Pamiętacie jak pisałam o dwóch rodzajach sesji z perspektywy studenta? Było to przy okazji sesji zimowej. Wtedy wylewałam swoje żale i smutki, narzekałam ile to nauki miałam. Teraz nadszedł ten moment, w którym ja tryumfuję nad studiami. Dlaczego? Sesji tak naprawdę nie miałam. To znaczy miałam, ale tylko formalnie. Tak naprawdę przez semestr letni urządziłam sobie miniwakacje, bo te kilka miesięcy nie były wymagające. Ot, kilka kolokwiów w trakcie, a potem tylko jeden egzamin z języka angielskiego - część pisemna i ustna. Tak naprawdę sesja zakończyła się dla mnie wraz z jej rozpoczęciem. Tak ja to czuję. Tym razem szczęście znalazło się po mojej stronie :) Ale pewnie szybko się skończy, bo przyszły rok zapowiada się bardzo pracowicie - nie dość, że będę pisać pracę licencjacką (na co mam niewiele czasu), to jeszcze mam kilka innych rzeczy na głowie. Trzymajcie za mnie kciuki!

Wróćmy jednak do marca. Wtedy też postanowiłam zapisać się na kurs językowy. Od dawna chciałam nauczyć się jakiegoś innego języka niż angielski czy niemiecki. Słyszałam, że hiszpański jest językiem łatwym i dość szybko można się go nauczyć. Moja uczelnia takie kursy oferuje na różnych poziomach, a co najlepsze - do wyboru jest dużo języków obcych, w tym i hiszpański. Raz kozie śmierć! Poszłam, zapisałam się i zaczęłam chodzić na zajęcia. I wiecie co? Hiszpański rzeczywiście nie jest trudnym językiem. Po upływie ponad trzech miesięcy stwierdzam śmiało, że naprawdę wiele się nauczyłam. W tak krótkim czasie przyswoiłam jedynie podstawy i to pewnie nie wszystko, ale zamierzam zapisać się na następny semestr w przyszłym roku akademickim. A, i uczyć się coś na wakacjach, a co z tych zamiarów wyjdzie, czas pokaże. Oczywiście, nie miałam żadnych sprawdzianów i egzaminów. Dla niektórych może być to problem, bo wtedy nie mają motywacji do nauki. Tu trzeba być konsekwentnym i uczyć się samemu. Niekiedy nie było to łatwe, zwłaszcza kiedy wracałam skatowana po 8h na uczelni, a tu trzeba jeszcze się nauczyć na hiszpański... Niemniej wszystkim, którzy zastanawiają się nad takim kursem i wahają się, a mają możliwość zapisania się - polecam. Zawsze to lepiej znać jeden język więcej, bo w dzisiejszych czasach każda umiejętność się przydaje ;)

No dobrze. Teraz przejdźmy do czegoś w ogóle niezwiązanego z uczelnią i studiami. Do czegoś przyjemnego. Do sportu. A konkretniej siatkówki. Są tu jacyś fani siatkówki? Ja bardzo lubię oglądać tę dyscyplinę sportu w TV, zwłaszcza jeśli gra nasza reprezentacja. Jak wiadomo polską mekką siatkówki jest katowicki Spodek. Moim marzeniem było zobaczyć właśnie tam, na żywo, jak grają nasi reprezentanci. I udało się! Marzenie spełnione. W maju ruszyła kolejna edycja Ligi Narodów, a w ramach rozgrywek przez jeden weekend (31 maja-2 czerwca) cztery drużyny przyjechały do Katowic, aby rozegrać po trzy mecze. Jaka była moja radość, kiedy jeszcze w lutym - z nudów - weszłam na stronę Spodka i przeglądałam wydarzenia, które miały mieć tam miejsce i trafiłam na informację o Lidze Narodów. Kilka smsów i telefonów później bilety były już kupione. W ostatnim momencie, bo kilka chwil potem już ich nie było. Jak możecie się domyślać skakałam z radości w akademiku, a moi sąsiedzi z dołu pewnie myśleli, że sufit zaraz się zawali...


siatkówka w Spodku

Doczekałam się. 2 czerwca byłam w siódmym niebie. Przeżycie fantastyczne. To uczucie, kiedy tam siedzisz i widzisz tych chłopaków, których widziałaś na ekranie telewizora, tych którym kibicowałaś przez tyle lat, tych którzy zdobywali Mistrzostwo Świata w 2014 (w Spodku właśnie) i 2018. Stajesz się wtedy częścią reprezentacji. Śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego a capella już w TV robi ogromne wrażenie, a ciarki przebiegają po plecach, a co dopiero na żywo, kiedy śpiewasz razem z tym biało-czerwonym morzem. Co mi się nie podobało? Hałas. Po meczu ogłuchłam trochę, a głowa pękała z bólu, ale było warto. Akurat w ostatni dzień Polacy przegrali, ale to nie ma wielkiego znaczenia, bo bawiłam się świetnie. Polecam każdemu fanowi siatkówki! Jeśli kiedyś będę miała jeszcze okazję i szczęście kupić bilety na siatkówkę w Spodku, na pewno to zrobię.

Ale to nie wszystko, co działo się w czerwcu ;) Ale o tym już niebawem!

8 komentarzy:

  1. Też uwielbiam siatkówkę! I też się uczę hiszpańskiego :D Zainspirowana koleżanką, która w rok ucząc się samodzielnie poznała język na tyle, że pojechała na Erazmusa do Hiszpanii a rok później do Meksyku, gdzie poznała z resztą mężczyznę i tam już została :) Tak więc piąteczka. Bardzo tu miło u Ciebie, zostanę na dłużej, jeśli nie masz nic przeciwko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to piąteczka! A Twoja koleżanka to i moją inspiracją zostanie ;)
      Zapraszam, możesz się rozgościć na moim blogu! <3

      Usuń
  2. Siatkówkę ogladam od czasu do czasu - jako dziecko częściej i lubiłam grać na podwórku na podwórkowych zasadach... sprawiało mi Cieszę się, że masz tak miłe wspomnienia i będziesz je mieć. To musiało być niesamowite przeżycie na całe życie :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Na pewno zapamiętam na długo!

      Usuń
  3. Przyznam się szczerze, że mnie siatkówka nigdy nie ciągnęła. Nawet w szkole nie miałam do niej serca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja w szkole całego wf-u nie lubiłam :D Z czasem to się zmianiło ;)

      Usuń
  4. Mój tata jest wielkim fanem siatkówki i dzięki niemu czasami oglądam też jakieś mecze związane z tą dyscypliną. Wierzę Ci, że to niesamowite emocje widzieć wszystko na żywo. Ależ Ci zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również dzięki mojemu tacie zaczęłam oglądać siatkę w TV ;) Tak, emocje naprawdę fantastyczne!

      Usuń