17 lutego 2020

Dzięki tym ekranizacjom przeczytałam książkę

Pewnego dnia, kiedy byłam w pracy i układałam książki, przyszedł mi do głowy temat tego wpisu. Pomyślcie, ile tworzy się teraz ekranizacji książek. Co chwila słychać, że jakaś powieść doczeka się wersji filmowej. Potem książki zyskują nowe okładki. Tak sobie teraz myślę, że można zrobić z tego tematu mały cykl postów. Tak. Myślę, że właśnie tak zrobię :D Zatem przed Wami pierwszy post, w którym chciałabym zamieścić kilka książek i ekranizacji na ich podstawie, które uważam za naprawdę udane. Gotowi? Startujemy!


ekranizacje książek

1. Zaczniemy od filmu, który skradł moje serce. "Love, Rosie" powstał na podstawie książki Cecelii Ahern o tym samym tytule. Najpierw obejrzałam film i bardzo mi się podobał. Może też dzięki aktorom, bo Sam Claflin był mi znany z "Igrzysk śmierci", a Lily Collins z "Królewny Śnieżki". Oboje byli świetni. I powiem szczerze, że film podobał mi się bardziej niż książka. Nie spodziewałam się, że autorka uraczy nas taką formą - listy, krótkie wymiany smsów, treści pocztówek i kartek. Czytelnik jest zmuszony samodzielnie dopowiadać sobie większość fragmentów fabuły. W momencie, kiedy ktoś obejrzał film, a potem sięgnął po książkę, nie ma możliwości, aby wizja narzucona przez reżysera nie towarzyszyła przez całą lekturę.


2. Teraz kilka słów o wspomnianych wcześniej "Igrzyskach śmierci". Nie wiedziałam o istnieniu książek. Obejrzałam film i się zakochałam. Podobało mi się w nim wszystko. Z niecierpliwością czekałam na kolejne ekranizacje i chodziłam na nie do kina. Każdą jedną część mogłabym oglądać wiele razy, a i tak bym się nie znudziła. Zresztą już wiele razy je widziałam i teraz też naszła mnie ochota, żeby je sobie odświeżyć :P Ale teraz o książce. O ile w filmach się zakochałam, moje uczucie do książki jeszcze wzrosło. Bo w filmie nie pokazano wszystkich wątków i kontekstów, kilka rzeczy zmieniono. Do tej pory "Igrzyska śmierci" to moja najukochańsza seria <3

3. Podobnie było z "Niezgodną". Najpierw zobaczyłam film. Nie wiedziałam, że to ekranizacja książki. Po seansie wiedziałam już, że nie przejdę obojętnie obok powieści. Przeczytałam całą trylogię i jeszcze ten dodatek "Cztery". Książki były naprawdę dobre. Ale kolejne ekranizacje... Aż szkoda mi tu cokolwiek pisać. W ogóle mi się nie podobały. A dowodem na to niech będzie fakt, że po 25 minutach drugiej części zaczęło mi się przysypiać. Na tym skończyłam. Nigdy nie wróciłam do tej niedokończonej części. Nie czuję takiej potrzeby.

4. Pora na moją ukochaną "Ostatnią piosenkę". W tamtych czasach bardzo lubiłam Miley Cyrus, więc nie było zaskoczeniem, że obejrzałam film, w którym grała główną rolę. Film był cudowny, uroczy, poruszający. I za krótki. Kiedy dowiedziałam się, że powstał na podstawie książki Nicholasa Sparksa, postanowiłam ją przeczytać. I zakochałam się ponownie, bo powieść odkryła przede mną niepokazane w filmie wątki. Po skończeniu lektury obejrzałam film jeszcze raz, żeby porównać sobie oba dzieła. A po jakimś czasie oglądałam go jeszcze raz... I niewykluczone, że jeszcze niejeden raz przypomni mi o sobie ;)

5. Może na tej piąteczce zakończę mój wywód. O jakiej książce teraz napisać? Hmmm.  No dobrze. "Trzy metry nad niebem". Może nie był to film wybitny. Można by się do wielu rzeczy przyczepić i skrytykować. Niemniej to dzięki niemu przeczytałam książkę Federico Mocci. Ekranizacja była dobrą kopią powieści, chociaż wiadomo, wiele wątków było zmienionych czy usuniętych. Obie wersje podobały mi się w umiarkowanym stopniu, ale warto było się zrelaksować przy seansie. Taka luźna rozrywka np. na długie wieczory.

Mogłabym jeszcze długo wymieniać, ale te przypadki, które opisałam powyżej przyszły mi do głowy prawie od razu. Nie oglądam też wszystkich ekranizacji, jakie powstały. Wybierałam po prostu z tych, które obejrzałam, a książki przeczytałam ;)

Jaka ekranizacja tak Was urzekła, że od razu pobiegliście kupić książkę?


18 komentarzy:

  1. Uwielbiam ekranizację Ostatniej piosenki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjdę na maradu, ale nie obejrzałam wszystkich części Igrzysk. Love Rosie obejrzałam całe tyło dzięki koleżance. Niezgodną nawet nie mogłam przebranąć w pierwowzorze. Ostatnio piosenka za to bardzo mi się podobała. Uwaga! Film Trzy metry nad niebem uważam za lepszy od książki.
    Teraz dopiero wyznam grzech 😉. Po obejrzeniu ekranizacji Percy'ego Jacksona pobiegłam kupić cały pakiet. Na zawsze w moim serduszku pozostanie Trylogia Władcy Pierścieni, którą oglądałam za dzieciaka i czekalam, aż na tyle dorosnę, by przebrnąć przez książki Tolkiena.

    PS. Skończyłam Rytuały wody, jest lepsza od pierwszej części według mnie.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli film o Percy'm Ci się spodobał skoro pobiegłaś po książki :) To teraz jak wypadły książki w stosunku do filmu?
      PS: Rytuały wody mam już zamówione i będą sobie na swoją kolej czekały :)

      Usuń
  3. Mnie się ,,Love, Rosie" film nie podobał.. Przeczytałam książkę i stała się jedną z moich ulubionych, płakałam przy niej i w ogóle.. Następnie obejrzałam film i no ekhm.. dla mnie jednak przeciętniak, zabił mi całą magię z książki ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawe... Jestem troszkę zaskoczona, ale różnie to bywa :)

      Usuń
  4. Ja też lubię "Love, Rosie" ;). "Igrzyska śmierci" w formie filmowej mnie nie porwały, zdecydowanie wolę książki. Co do innych ekranizacji i adaptacji, to rzadko mam takie przypadki, kiedy film podoba mi się bardziej niż książkowy pierwowzór, ale było takich kilka. W ogóle w zeszłym roku napisałam na blogu wpis na ten temat ;).
    Z kolei jeśli chodzi o tematykę wpisu, to miałam kilka przypadków, kiedy po obejrzeniu filmu sięgnęłam po książkę i kończyło się różnie ;). Na przykład obejrzałam "Szkołę uczuć" i byłam zachwycona, a jak się dowiedziałam, że to na podstawie książki "Jesienna miłość" Sparksa, to sięgnęłam i po nią. I jakież było moje rozczarowanie po tej lekturze! Okazało się bowiem, że "Szkoła uczuć" to nie ekranizacja, a luźna adaptacja książki, na dodatek znacznie lepsza od oryginału ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jednak wolę książki "Igrzyska śmierci" <3 A co do Sparksa - "Szkoły uczuć" nie widziałam, ale "Jesienną miłość" czytałam i nie bardzo mi się podobała, więc trochę to rozumiem :)

      Usuń
  5. Przyznam, że „Love, Rosie” obejrzałam najpierw, przeczytałam później :D Ale za to „Igrzyska śmierci” przeczytałam na dłuuugo przed całym tym grupowym zachwytem! „Niezgodną” przeczytałam, obejrzałam, ale kolejnych części już nawet nie włączałam. Do dzisiaj trzeci tom leży u mnie nieprzeczytany :D „Trzy metry nad niebem” nie potrafiłabym przeczytać. Liczy się dla mnie historia filmowa i nie chcę jej sobie niszczyć :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze mówiąc to nie wiem, czy jakikolwiek film sprawił, że przeczytałam książkę. Choć... Wczoraj kupiła "Ślepnąc od świateł", bo mi się przypomniało, jak bardzo przypadł do gustu serial :)
    W ogóle należę do tych osób, które prawie zawsze mówią: Ale książka była lepsza. Dlatego w prawie wszystkich przypadkach wymienionych przez Ciebie mam właśnie tak ;)

    Przypominam o rozdaniu u mnie :)
    ROZDANIE na lustrzanej nadziei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zazwyczaj doceniam książki, bo wiadomo jak to jest z ekranizacjami czy adaptacjami, ale raz na jakiś czas zdarza się film lepszy niż książka :) "Ślepnąc od świateł" też oglądałam, ale książki nie zamierzam... na razie :D

      Usuń
  7. Ja mam tak, że jak już coś oglądnę to nie czytam. Jedynie wyjątkiem był Zmierzch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to w sumie podobne historie są :) Rozumiem jak najbardziej Twój punt widzenia ;)

      Usuń
  8. "Igrzyska Śmierci" zachwalała moja przyjaciółka, aż w końcu uległam i też się zakochałam - i w książkach i w filmach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Twojej koleżance! Ja też miałam ją ochotę wszystkim polecać jak byłam świeżo po lekturze ;)

      Usuń
  9. Oglądałam każdą z nich i poza "Igrzyskami śmierci" żadna ekranizacja nie zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę. Nie chciałam odgrzewać kotletów i po raz kolejny wchodzić do tego samego świata. Po co? Dlatego - przynajmniej w moim przypadku - warto najpierw przeczytać książkę. :P

    OdpowiedzUsuń