23 kwietnia 2019

Brzytwa i Kawka (2)

2/3

Kawka schodzi bezszelestnie po schodach. Mija drzwi pokoju Brzytwy, zerkając na nie i szybko odwracając wzrok. ,,Zapomnij o nim”. Puka delikatnie w drzwi sypialni Szefa. Słyszy zaproszenie, więc z sercem w gardle wchodzi do środka. W pomieszczeniu panuje półmrok, okno zasłonięte jest czarną kotarą i nie przepuszcza żadnego światła. Na meblach stoją porozstawiane świece, które nadają wnętrzu złowrogi klimat. Na środku stoi prawdziwe łóżko, jakiego Kawka nigdy nie widziała na oczy. Wie tylko, że takie znajdują się w domach publicznych, aby zapewnić jak największą wygodę klientom. Przełyka nerwowo ślinę, kiedy zauważa Szefa leżącego na pościeli. Jest półnagi. Na sobie ma tylko krótkie spodenki, które niewiele zasłaniają. Kawka rozgląda się po pokoju, analizując możliwą drogę ucieczki. Jedyna prowadzi przez te same drzwi, którymi weszła, a które Szef właśnie zamyka na klucz. A klucz zawiesza sobie na szyi. Dobrze, że wzięła ze sobą sztylet. Szef, jakby czytając jej w myślach, podchodzi do niej energicznie i wyrywa zza paska broń.
- Ej! – protestuje dziewczyna.
- U mnie w sypialni obowiązuje całkowity zakaz broni – odpowiada mężczyzna, puszczając do niej oczko.
- Rozumiem, że ty też nie trzymasz tu żadnej broni?
- Mądra dziewczynka – mówi z uśmiechem na ustach – Moi goście nie mogą wnosić tu broni.
- Miejmy to już za sobą – cedzi przez zęby Kawka.
Szef szczerzy zęby w obleśnym uśmiechu.
- Jeszcze nie wiesz, na czym ma polegać twoja kara – odzywa się.
- Domyśliłam się – szepcze.
Mężczyzna podchodzi do dziewczyny i gładzi ją po policzku. Kawka wdycha gwałtownie powietrze i zamyka oczy. Nie chce tego oglądać. Szef chwyta ją za nadgarstek i ciągnie w stronę łóżka. Kiedy czuje pod sobą miękki materac, pod powiekami pojawiają się łzy. Mężczyzna ściąga jej bluzkę i popycha na plecy. Nachyla się nad nią. Dziewczyna otwiera oczy pełne łez. Klucz wiszący mu u szyi ociera się o jej nagą klatkę piersiową. ,,Może warto spróbować?” Szybkim ruchem łapie klucz i zrywa z rzemyka. Próbuje wstać, ale ciało mężczyzny przygniata ją do łóżka.
- Oddawaj to, smarkulo! – krzyczy wściekły.
Ściska ją mocno za szczękę i syczy:
- Oddaj to, bo pożałujesz.
Zrywa z niej spodnie. W tym samym momencie drzwi sypialni wylatują z zawiasów i uderzają z hukiem o podłogę. Ktoś rzuca się na Szefa, powalając go na brudny dywan.
- Łap! – woła Brzytwa i rzuca jej swoją kurtkę.
Kawka ubiera ją czym prędzej i sięga po sztylet leżący na szafce.
Brzytwa szamocze się z Szefem, który klnie niemiłosiernie.
- Dorwę was! – wrzeszczy.
Kawka uderza mu łokciem z całej siły w głowę. Mężczyzna traci przytomność. Nie potrwa to jednak długo.
- Musimy wiać – mówi zdyszany Brzytwa.
Kawka kiwa głową. Otwiera okno. Wychodzi na parapet i … już ma skoczyć, ale przypomina sobie, że nie ma na sobie swojego płaszcza. Przeklina pod nosem i niezdarnie ześlizguje się po rynnie. Dawno tego nie robiła. Brzytwa ześlizguje się za nią. Dołącza na dole do dziewczyny i razem uciekają w stronę portu. Na niebie kłębią się czarne chmury, poza tym zapadł już zmierzch. Ulice są ciemne, nie palą się latarnie. Ludzie pouciekali do swoich nor, aby burza nie zastała ich na ulicy.
- Tędy! – rzuca Brzytwa.
Skręcają w kolejną identyczną uliczkę. Zatrzymują się, aby odsapnąć.
- Dokąd idziemy? – pyta zdyszana Kawka.
- Jak najdalej od niego – odpowiada chłopak.
- Dziękuję – mówi dziewczyna, uśmiechając się blado.
- Nie ma za co. Nie z takich tarapatów cię wyciągałem – uśmiecha się.
- Ej, nie rób ze mnie takiej fajtłapy!
Szturcha go łokciem w żebra. Przez kilka sekund patrzą sobie w oczy. W końcu Kawka odchrząkuje i mówi:
- Musimy znaleźć schronienie. Robi się nieciekawie.
Wskazuje palcem na niebo.
- Znam dobrą miejscówkę. Nieraz ją wykorzystywałem.
Idą zaledwie kilka minut, kiedy chłopak zatrzymuje się przed starym budynkiem. Okna są powybijane, drzwi nie ma w ogóle. Ze ścian odpada tynk i wszędzie wiszą pajęczyny.
- Cudownie – odzywa się Kawka.
- Chodź, nie jest tak źle.
Chłopak prowadzi ich na tyły, gdzie znajduje się niewielkie pomieszczenie. Zmieszczą się tu dwie osoby, ale kiedy przytulą się do siebie. Na podłodze rozłożony jest stary materac pogryziony przez szczury. Na jednej ścianie stoi półka z zakurzonymi puszkami, zapewne z przeterminowanym jedzeniem, ale lepsze takie niż żadne. Jako drzwi służy gruba kotara, której w ciemności nie można odróżnić od ściany.
- Właź – mówi Brzytwa.
- Nie zmieścimy się – zauważa dziewczyna, zaplatając ręce na piersiach.
Kurtka Brzytwy sięga jej do kolan, ale i tak jest jej zimno. Szkoda, że nie pomyślała o zabraniu spodni, które leżały na łóżku Szefa.
Chłopak przewraca oczami i wchodzi do środka. Siada w miarę wygodnie, zostawiając metr miejsca dla towarzyszki. Dziewczyna wydyma usta, ale siada obok niego. Na początku obje czują się niezręcznie. Nigdy nie znajdowali się w takich warunkach, tak blisko siebie. Kawka w ogóle nie miała do czynienia z taką bliskością z kimkolwiek.
- Nie, to się nie uda – stwierdza i wstaje gwałtownie.
- To co chcesz zrobić?
Dziewczyna nie udziela odpowiedzi. Idzie za to w kierunku wyjścia. Zatrzymuje się, kiedy widzi, że nawałnica rozpoczęła się na dobre.
- Przesuń się – rzuca, wracając do klitki.
Chłopak uśmiecha się pod nosem. Obejmuje dziewczynę delikatnie w pasie. Czuje, że cała się napręża.
- Co ty robisz? – pyta powoli.
- Ręka mi zdrętwiała.
- Wrócimy tam? – pyta Kawka, aby nie myśleć o ręce chłopaka.
- Do gangu? Zapomnij. Mają nas już na liście osób do wyeliminowania.
- To co zrobimy?
- Nie damy się im złapać,  a potem opuścimy to miasto – mówi sennie chłopak.
- Nie można stąd uciec.
- Można.
Brzytwa zasypia, pochrapując cichutko. Kawka przygląda się jego twarzy. Nie widzi za wiele w tych ciemnościach, ale zna ją już na pamięć. Jej oczy powoli się zamykają. Wtula się w ciepłe ciało Brzytwy i zasypia.


Brzytwa budzi się jakiś czas potem. Nie potrafi powiedzieć, ile godzin minęło. Uśmiecha się, widząc wtuloną w siebie dziewczynę. Ostrożnie wyswobadza się z jej objęć, co nie jest takie łatwe na tej powierzchni. Na niebie świecą gwiazdy, zza chmur wychodzi właśnie księżyc. Po nawałnicy nie ma śladu. Na nierównych ulicach zostały tylko głębokie kałuże i błoto. Mija kilka uliczek i kieruje się w stronę portu. Jeśli mu się poszczęści spotka swojego znajomego, który pomoże im wydostać się z tego miasta. Poza tym Kufel ma u niego dług wdzięczności, więc tym bardziej wszystko powinno pójść gładko.


Nad horyzontem wschodzi słońce. Oświetla brudne i szare miasto na różowo. Chłopak mruży oczy i puka do drzwi rozwalającej się kamienicy. Ktoś mu otwiera, ale nie jest w stanie zobaczyć twarzy gospodarza z powodu panujących w środku ciemności. Drzwi nie otwierają się na oścież, pozostaje tylko niewielka szczelina. Bezpieczeństwo i ostrożność ponad wszystko.
- Coś za jeden? – burczy mężczyzna.
- Brzytwa – odpowiada chłopak, rozglądając się wokół.
- Nie znam takiego.
Mężczyzna ma już zatrzasnąć chłopakowi drzwi przed nosem.
- Czekaj! Pomogłem ci z przemytem towaru – szepcze Brzytwa, przybliżając się do szczeliny.
Facet namyśla się przez chwilę. Odsuwa łańcuch.
- Właź.
Chłopakowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Ostatni raz rozgląda się po zaułku i wchodzi do środka. Czuć stęchlizną i wodą z oceanu. Wnętrze nie było wietrzone od bardzo dawna.
- Potrzebuję pomocy – mówi Brzytwa, bez owijania w bawełnę.
Ma niewiele czasu. W każdej chwili mogą ich wytropić, dlatego musi wracać do Kawki.
- Jakiej?
- Przemyt towaru.
- Konkretniej?
- Dwoje ludzi.
- Nie ma mowy! – protestuje gwałtownie Kufel.
- Pomogłem ci, pamiętasz? Dzięki mnie cię nie złapali – przypomina Brzytwa.
- Wiem i dzięki ci za to, ale nie mogę ryzykować – oponuje już trochę słabiej.
- Załadujesz nas w skrzynie lub beczki. Nie zaglądają do środka.
Mężczyzna patrzy na chłopaka nieprzekonany. Ociera pot z czoła. Kalkuluje czy opłaca mu się taki interes.
- Dobra – zgadza się – Ale dostaję od ciebie nóż.
Chłopak podaje dłoń Kuflowi.
- Jak ja lubię robić z tobą interesy – uśmiecha się – Który nóż?
- Ten nóż – mężczyzna kładzie nacisk na pierwsze słowo.
Brzytwa blednie. Wie, o którą broń mu chodzi. O jego ulubiony nóż. Zaciska palce w pięści. Tam, gdzie wylądują i tak nie będzie go potrzebował.
- Zgadzam się – mówi beznamiętnym tonem Brzytwa.
- Odpływam dzisiaj po południu. Bądźcie punktualnie, bo nie będę na was czekał.
Chłopak wymyka się z kamienicy w ponurym nastroju. Dlaczego myślał, że Kufel wyświadczy mu przysługę, nie żądając nic w zamian? Ludzie upatrują tylko szansy na zarobek, bo pieniądze to tutaj klucz do przetrwania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz