23 grudnia 2019

Szaleństwo świąteczne

Dzisiaj nieksiążkowy wpis. Publikuję kolejne swoje opowiadanie. Co prawda napisałam je dwa lata temu na zaliczenie pewnego przedmiotu, ale tematyką wpisuje się w świąteczny klimat. Nie wiem czy opowiadanie można przypisać do jakiegoś gatunku, ale to moje jest zachowane w klimacie thrillerów... A zresztą przeczytajcie sami! ;)



Ramionami dziewczyny wstrząsają spazmy płaczu. Nie ma nikogo, kto by ją pocieszył i przytulił. Nikogo. Dlatego Boże Narodzenie musi spędzić samotnie. W akademiku, w którym nie ma żywego ducha, bo wszyscy wyjechali do domów, gdzie z niecierpliwością czekały na nich stęsknione mamy, babcie, ojcowie i rodzeństwo. Sara przytula się do miękkiej poduszki, pozostawiając na niej czarne smugi tuszu do rzęs.

Nie ma nikogo, do kogo mogłaby się odezwać. Myślała, że tym razem będzie inaczej. Minęło już kilka lat, więc ból powinien być mniejszy. Niestety, nie potrafi zapomnieć o tym, co się stało tamtej fatalnej niedzieli. Był słoneczny dzień, pierwszy dzień jesieni, która przywitała świat wysokimi temperaturami i ciepłym wiaterkiem. Razem z rodzicami i pięcioletnią siostrą jechali na piknik w ich ulubione miejsce. Zza zakrętu wyłoniła się zielona polana otoczona młodym zagajnikiem. Nagle widok przysłoniło coś ciemnego i rozpędzonego. Jakieś małolaty uderzyły prosto w ich nowiutki samochód. Jedyne wspomnienie to krzyk siostrzyczki i ciemność. Kiedy mrok ustąpił, okazało się, że wylądowała w szpitalu. Wszyscy wokół powtarzali, że miała ogromne szczęście i powinna się cieszyć, że żyje. A ona chciała właśnie umrzeć, tak jak jej bliscy. Nie przeżył nikt z siódemki osób, tylko ona jedna. Na pytanie, dlaczego tak się stało, lekarze odpowiadali, że to cud...

Pojechała do babci, która była jej jedyną krewną pozostałą przy życiu na tym okropnym świecie. Kilka dni po jej dziewiętnastych urodzinach babcia zmarła. Od tamtej chwili została sama jak palec. Po jednej nieudanej próbie samobójczej postanowiła żyć, aby pokazać rodzicom, gdziekolwiek byli, że jest silna. Jej pierwszym sukcesem było zdanie matury, drugim dostanie się na wymarzone studia. Akademik miał być jej nowym domem. I był. Wtedy, kiedy było gwarno i wesoło. Wtedy nie czuła się samotna. Kryzys przychodził z nadejściem świąt. Wszyscy wyjeżdżali. Tak jak teraz.

Sara wstaje z ciepłego łóżka i podchodzi do okna. Zrobiło się ciemno, a na dodatek szaleje burza śnieżna. Kompletnie nic nie widać. Nagle gaśnie światło. Dziewczyna po ciemku idzie w stronę włącznika. Nic się nie dzieje.

- Żarówka się spaliła - stwierdza głośno.

Wypracowała w sobie nawyk mówienia swoich myśli na głos, gdy jest sama. Nie słysząc przez kilka dni ludzkiego głosu najpewniej by oszalała.
Otwiera drzwi na korytarz, ale tu także lampy się nie świecą. To już wydaje się cokolwiek dziwne...
Nagle słyszy jakiś hałas piętro wyżej. Stoi nieruchomo przez kilka minut, wstrzymując oddech i nasłuchując uważnie. Przypomina jej to trzaskanie otwartego okna na wietrze.

- To niemożliwe. Nikogo tu nie ma oprócz mnie - szepcze przestraszona.

Z mocno bijącym sercem idzie wzdłuż ściany korytarza, aż dochodzi do schodów na piętro. Z wahaniem stawia stopę na pierwszym stopniu.

- Ja chyba oszalałam.

Przypomina sobie o latarce, którą ma schowaną nad szafką z książkami. Wraca do swojego pokoju, a potem wychodzi na korytarz omiatając go snopem bladego światła.

- Lepsze to niż całkowite ciemności.

Ostrożnie wchodzi po schodach i kieruje się w stronę hałasu. Przystaje przed pokojem nr 113. Powoli naciska klamkę i jej oczom ukazuje się istny chaos. Otwarte okno obija się o ścianę. Do środka wpada śnieg i lodowaty wiatr. Dziewczyna czym prędzej je zamyka. Na podłodze zauważa mokre ślady butów. Przełyka nerwowo ślinę i omiata światłem całe pomieszczenie. Na szczęście nikt nie czai się po kątach. Ostrożnie omija porozrzucane ubrania. Na łóżkach skotłowana pościel. Z szafy wysypują się kurtki i szaliki. Obok drzwi poprzewracane buty. Na biurku leżą porozrzucane długopisy i ołówki. Obok leżącego na podłodze krzesła roztrzaskany zegarek. Na półkach porozwalane książki i notatniki.

- Ktoś tu był - szepcze Sara, dostając dreszczy.

Snop latarki pada na podłogę korytarza za drzwiami pokoju. Dziewczyna podchodzi bliżej, aby lepiej się przyjrzeć. Ślady ciągną się przez cały korytarz, którym przed chwilą przyszła. Na drżących nogach idzie w kierunku schodów.

- Wcześniej ich tu nie było - jest przerażona - Albo ich nie zauważyłam.

Przechodzi jej przez myśl, że przecież na dole siedzi ktoś w portierni. Bezszelestnie i prawie nie oddychając schodzi na parter. Za biurkiem nie ma nikogo.

- Halo? Jest tu ktoś? - woła cicho.

Nikt się nie odzywa. Sara zerka za okno - śnieżyca rozszalała się na dobre. Drzwi wejściowe ani drgną zablokowane przez wysoką zaspę. Portiernia wygląda tak, jakby nikt nie używał jej od lat. Wtem w wszechobecnej ciszy rozlega się dźwięk telefonu. Sara natychmiast pada na podłogę i chowa się za donicą z fikusem. Jest tak przerażona, że dopiero po chwili orientuje się, że to tylko telefon. Doczołguje się do niego i podnosi słuchawkę.

- Halo? - mówi z nadzieją w głosie.

Słyszy jakieś trzaski, skrobanie, a potem już głuchą ciszę. Zrezygnowana odkłada słuchawkę i podnosi się z klęczek. W jej głowie krystalizuje się pewien plan. Postanawia przeszukać akademik. Może znajdzie coś pomocnego. Wchodzi w korytarz obok portierni, w którym nigdy nie była. Na końcu dostrzega jakieś drzwi. Otwiera je bez problemu i schodzi w dół.

- Jestem głupia, że schodzę sama do ciemnej piwnicy...

Latarka drży jej w dłoni. Serce bije jak szalone. Nie myśli, żeby zawrócić. Wzdłuż ścian ustawione są stare, zakurzone meble. W kątach wiszą pajęczyny. Sara wzdryga się na widok ogromnego, owłosionego pająka uciekającego szybko po podłodze. Wolno podchodzi do drewnianego regału. Na półkach stoją segregatory i tekturowe teczki. Sięga po pierwszą z brzegu książkę. Przeciera dłonią okładkę. "Historia budynku. Lata 1920-1950". Zaciekawiona otwiera kronikę na pierwszej stronie i pobieżnie czyta fakty z przeszłości.

"W latach międzywojennych budynek ten został oddany do użytku publicznego jako szpital psychiatryczny. W ciągu istnienia placówki leczyło się tutaj około 300 osób. Wiele przypadków zostało wyleczonych, a szpital cieszył się światową sławą. Budynek został zniszczony w czasie II wojny światowej podczas jednego z bombardowań".

Pod opisem widnieje rysunek, a raczej zdjęcie gruzowiska pozostałego po nalocie. Dalej spisano dane osobowe i postępy w leczeniu wszystkich pacjentów. Niektóre zdjęcia pokazują uśmiechnięte, spokojne twarze, inne straszą wyłupiastymi oczami, grymasami na ustach lub wyszczerzonymi zębami. Sara próbuje zachować spokój. Nagle jej oczom ukazuje się czarno-białe zdjęcie dziewczyny, która jest podobna do niej jak dwie krople wody. Dałaby sobie rękę uciąć, że jest to jej zdjęcie - widziała takie samo w rodzinnym albumie fotograficznym.

- A może to moja siostra bliźniaczka? - uśmiecha się z tak absurdalnego pomysłu.

"Lara Czaykowsky była jedną z najmłodszych pacjentek. Trafiła tu w wieku dziewiętnastu lat w poważnym stadium choroby. Żyła w wyimaginowanym przez siebie świecie - potrafiła wyobrazić sobie jak je, śpi czy rozmawia z kimś. Przez cały czas utrzymywała, że przyjaźni się z niejakim Jakubem Kowalskim, jednak nikt oprócz pacjentki go nie widział. Lara zdołała uciec z ośrodka, jednak nikt więcej nigdy jej nie widział".

Sara patrzy na obłąkane oczy. Potrząsa głową, aby odgonić tą natrętną myśl. Kartkuje dalej.

"Budynek po wojnie odbudowano, lecz ludzie omijali go szerokim łukiem. Wielu z tutejszych było przekonanych, że dzieją się tu paranormalne zjawiska - nie raz widziano w oknach sylwetki ludzi, tajemnicze błyski, a nawet słyszano niepokojące krzyki. Dyrekcja postanowiła wznowić funkcjonowanie szpitala przy ulicy Jabłońskiego 23 oddalonej o 4 km od wcześniejszego miejsca".

Sara nie może uwierzyć w to, co przeczytała. Serce podchodzi jej do gardła. Zamyka kronikę i czym prędzej biegnie do portierni. Zrobiło się bardzo zimno - kaloryfery przestały grzać, prądu dalej nie ma. Dziewczyna postanawia przeszukać wszystkie pokoje, pozbierać koce i jedzenie, zamknąć się w swoim i przeczekać do rana. Realizację planu rozpoczyna od zabrania kluczy z portierni. Przeszukuje skrupulatnie każde pomieszczenie, nie zwracając uwagi na robiony bałagan i nie zawracając sobie głowy zachowaniem ostrożności. Znosi wszystko, co wydaje jej się pożyteczne do siebie, zamyka drzwi od wewnątrz i otula się kocem. O dziwo, nie znalazła ich za wiele, tak samo jak jedzenia - lokatorzy zawieźli prawie wszystko ze sobą do domów.
Trzęsie się pod cienkim kocem i chucha w zgrabiałe ręce. Zegarek pokazuje 23:00.

- I tak nie zasnę dzisiejszej nocy...

Sara bierze do ręki długopis i postanawia opisać cały dzień w swoim pamiętniku. Palce ma tak zesztywniałe, że dopiero po kilku próbach udaje jej się zapisać pierwsze słowo. Pismo jest trochę koślawe i niewyraźne, ale po kilku minutach skupienia jest możliwe do odczytania.
Pochłonięta pracą, dopiero po chwili orientuje się, że ktoś biegnie korytarzem. Zatrzymuje się przed drzwiami pokoju. Sara zastyga w bezruchu z szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Klamka porusza się, a potem drzwi otwierają się na oścież. Przez głowę dziewczyny przechodzi myśl, że przecież zamykała je na klucz. Wstrzymując oddech, obserwuje sylwetkę wkraczającą do środka. Nagle oślepia ją światło latarki, a z jej gardła wydobywa się przeraźliwy wrzask. Nieznajomy cofa się, potrącając meble. Unosi ręce nad głowę w obronnym geście. Dziewczyna milknie. Cała drży. W jej oczach pojawiają się łzy.

- Sara?! - pyta znajomy głos.

- Kuba? Co ty tu robisz? Przestraszyłeś mnie na śmierć!

Chłopak zamyka drzwi i kuca przy przyjaciółce.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że ktoś tu jest - obrusza się.

Sara kładzie dłoń na mocno bijącym sercu i próbuje uspokoić przyśpieszony oddech.

- Co ty tu właściwie robisz? - pyta po chwili.

- Przypomniałem sobie, że miałaś tu gdzieś baterie... Co ci jest?

- Zimno - mamrocze Sara - Zamarzam.

Chłopak siada obok i przytula się do niej. Robi się im obojgu trochę cieplej. Dziewczyna cieszy się, że jej samotność dobiegła końca i powoli zasypia w objęciach Kuby.

"Gazeta Codzienna", fragment artykułu z 26 grudnia.
"Olaf Z. przejeżdżając obok opuszczonego budynku, w którym niegdyś mieścił się szpital psychiatryczny, zauważył niepokojące błyski. Nie znając pogłosek o paranormalnych zjawiskach, zawiadomił miejscowe służby. Policjanci znaleźli ciało dziewiętnastoletniej dziewczyny. Według dotychczasowych ustaleń wynika, że nastolatką była niejaka Lara Czaykowsky - zapomniana uciekinierka szpitala. Na podstawie jej pamiętnika stwierdzono, że nadal żyła we własnym, wyimaginowanym na własne potrzeby świecie [dokumenty szpitala]. Przyczyną śmierci okazało się zamarznięcie. Więcej informacji już wkrótce".

PS: Wymyśliłam je mieszkając w akademiku :D

10 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie. Przepraszam z ogromną ciekawością. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo wciągająca historia!
    Życzę Ci zdrowych, radosnych, pełnych miłości, szczęścia i spokoju Świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego roku 💕🎅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Już po świętach, ale życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku! ;)

      Usuń
  4. Mnie również wciągnęła ta historia. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet strasznie się zrobiło. Jak ja lubię takie klimaty Chcę więcej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię takie klimaty! Cieszę się, że Ci się podobało :)

      Usuń