W ziemie dziczki pojawiały się dosyć wcześnie, bo koło 19-20. Studenci wracali do akademika o różnych porach, no a godzina 19 to nie jest jeszcze późno. W zimie tak nam się wydaje, bo szybko robi się ciemno. I ci biedni studenci czasami byli nieprzyjemnie zaskoczeni, kiedy natykali się na takiego zwierzaka lub całe stadko przed wejściem. Nasz akademik miał najgorzej, bo tuż przed schodami był śmietnik, który dziczki bardzo sobie upodobały. Wcześniej często zastanawiałam się, dlaczego ktoś łazi po parku z latarką . Zgubił coś czy jak? Ale okazało się, że światło płoszyło zwierzęta.
Tak jak już pisałam, było fajnie. Do pewnego dnia. Wyjeżdżałam wtedy na Boże Narodzenie do domu. Wstałam koło piątej rano, w pół do szóstej miałam autobus. Ja z tobołami, ledwo wydostałam się na zewnątrz. Wiecie, musiałam zabrać trochę rzeczy, zwłaszcza, że w domu nie byłam od prawie dwóch miesięcy. Więc ze mną plecak, walizka i torba. Idę. Ledwo, bo napakowałam po brzegi. Jeszcze chodnik do przystanku nierówny, z dziurami. Walizkę trzeba nieść w ręce. Idę tym chodnikiem. Ciemno. Coś się rusza po lewej. Patrzę. A to starzy znajomi. Dziczki. Całe stadko. I w tamtym momencie pomyślałam sobie, że po co ja się śmiałam z innych studentów, poczułam się jak oni wtedy. Przyśpieszam. Nawet przestałam na nie patrzeć, łudząc się, że jak nie będę patrzeć, to mnie nie zauważą. Haha. Niezupełnie. Bo słyszę, że zaczynają biec. Myślę sobie, że w moją stronę. Idę tak szybko przed siebie na ile pozwala nierówny chodnik i te wszystkie moje manele. I nic. Pobiegły sobie w drugą stronę. Ja z walącym sercem stoję na przystanku i rozglądam się wokół. Bo co jeśli wrócą? Nic nie wiadomo. Potem już za każdym razem, rano albo wieczorem, gdy było ciemno, rozglądałam się wokół. I nie byłoby w tym moim bliskim spotkaniu z dzikami niczego strasznego, gdyby nie fakt, że wtedy nie było żywej duszy. W sensie żadnego człowieka. Bo żywe dusze były po mojej lewej.
Na szczęście skończyło się na strachu. Dotarłam na Boże Narodzenie do domu. I prawdopodobnie dziczki wystraszyły się bardziej mnie niż ja ich, bo nigdy więcej ich już nie spotkałam.
Na koniec mam dla Was bonus. Mój tata, kiedy dowiedział się o naszych przyjaciołach, ułożył specjalny wierszyk. Oto on:
Po osiedlu dzik grasuje,
Co studentów denerwuje.
Nie wychodzą więc po zmroku,
Siedzą cicho w oknach bloku.
Obserwują tych odważnych,
Co to wyszli w sprawach ważnych.
Ci je szybko załatwiają
I przed zmierzchem umykają.
Wrzucą czasem do śmietnika
Garść jakiegoś smakołyka.
Nie ma mocnych na szkodnika,
Więc polubić trzeba dzika.
Na osiedlu, gdzie znajduje się mój akademik też jest las, ale niestety nie mamy takich widoków, bo z okna widać tylko stadion :D Wierszyk epicki! A u nas w Olsztynie też ostatnio coraz więcej dzików widać, więc temat jak najbardziej aktualny 😂
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziki to niebezpieczne zwierzęta są :D Lepiej unikać i patrzeć na nie tylko z okna :P Najgorzej jest w zimie, kiedy szukają jedzenia, bo wtedy podchodzą bardzo blisko pod budynki mieszkalne...
Usuń