19 stycznia 2019

Tajemnicza walizka (1)


Część 1/2


         
         Budzi mnie uporczywy dzwonek do drzwi. Jęczę i mrużę oczy przed promieniami słońca wpadającego przez okno. Zerkam na zegarek. 6:00. Do diabła! Kogo niesie o tak wczesnej porze? W dodatku w poniedziałek? Zwlekam się z łóżka, zaplątując przy okazji w pościel. Ląduję na podłodze z głuchym uderzeniem, co sprawia, że odzyskuję przytomność.
- Aua! – krzyczę i łapię się za nos – To boli!
Dzwonek powtarza się.
- Idę! – krzyczę, chociaż wiem, że nikt mnie nie usłyszy na zewnątrz.
Otwieram drzwi. Nikogo nie ma. Zaskoczony rozcieram nos i rozglądam się wokół. Ogródek jak zwykle zarośnięty wysoką trawą. Drzewa nie zostały odpowiednio przycięte, dlatego nachylają się nad ścieżką prowadzącą do schodów. Schylam głowę. Na wycieraczce leży niewielka brązowa walizka, a na niej biała koperta.
- Dziwne – mruczę pod nosem i ponownie rozglądam się wokół.
Podchodzę do bramki, ale na ulicy panuje taki sam ruch jak zawsze, czyli zerowy. Okolica jest bardzo spokojna, ludzi i samochodów niewiele, dlatego na pewno zobaczyłbym podejrzaną postać lub pojazd. Nic takiego jednak nie widzę.
            Wracam do domu, zabierając walizkę i kopertę. Kładę ją ostrożnie na stole i wyciągam list.
,,Od ciebie zależy czyjeś życie. Rób, co ci każę, a będziesz bezpieczny. Wiem, gdzie mieszkasz, więc nie próbuj żadnych sztuczek. Twoje pierwsze zadanie to dotarcie z walizką na dworzec kolejowy. Szukaj schowka na bagaż z numerem 21. Tam znajdziesz kolejne wskazówki. Pośpiesz się! Masz czas do 8:00! Inaczej coś ci się stanie i wcale nie będzie to coś przyjemnego”

Przełykam gulę stojącą w gardle. Kto mógł napisać do mnie taki list? O ile wiem, nie mam żadnych wrogów. Stoję kilka dobrych minut, wpatrując się raz w list, raz w walizkę z szybko bijącym sercem. Pod wpływem impulsu sięgam po walizkę i mocuję się z zamkiem. Nie dostałem klucza. Idę po nóż do kuchni. Kiedyś oglądałem film dokumentalny o włamywaczach, w którym mówili, w jaki sposób można otwierać takie zamki. Niestety, po kilku minutach prób, daję sobie spokój. Zamek jest inny niż te pokazywane w telewizji.
- Po co pokazują takie programy, skoro to nie działa? – pytam z wyrzutem.
Podskakuję jak oparzony na dźwięk przychodzącego smsa. Otwieram szerzej oczy, kiedy wyświetla się nieznany numer i treść: Straciłeś już 20 minut. Zostało ci niewiele czasu. Radzę się pośpieszyć.
- To ona! – wykrzykuję i natychmiast klikam w odpowiedni kontakt.
- Halo? – odzywa się zaspany głos po drugiej stronie.
- Sara? Co ty wyprawiasz? Chcesz, żebym dostał zawału?!
- A o co chodzi?
Wzdycham.
- Gdzie ty jesteś?
- W cieplutkim łóżku?
- Nie idziesz do pracy? – pytam zdziwiony, zerkając na zegarek i przełykając nerwowo ślinę. 6:30.
- Kur.. Zaspałam!
Rozłącza się.
- To nie ona – stwierdzam.
Zrzucam z siebie piżamę i wkładam w miarę czyste ubranie. W biegu zabieram walizkę i trzaskam drzwiami.

Szybkim krokiem kieruję się w stronę głównego dworca. Na szczęście ludzie nie zwracają na mnie uwagi. Wyglądam jak większość spieszących się do pracy przechodniów. Zatrzymuję się na czerwonym świetle na ostatnich światłach, przed długą prostą prowadzącą do dworca. Jest tu zdecydowanie więcej ludzi. Szczególnie podróżnych z bagażami. Nagle kątem oka, po swojej lewej stronie dostrzegam mężczyznę w czarnym płaszczu. Nie byłoby w tym widoku nic dziwnego gdyby nie piękna, słoneczna pogoda i wysoka temperatura. Nie widzę jego oczu, bo zasłaniają je okulary przeciwsłoneczne. Mężczyzna robi nieznaczny ruch ręką, ale tyle wystarczy, abym zobaczył za paskiem jego spodni pistolet. Najgorsze jest jednak to, że patrzy prosto na mnie.
            Ludzie przepychają się obok mnie, aby przejść na drugą stronę jezdni. Podążam za tłumem, aby nie rzucać się zbytnio w oczy.
- Po co ja w ogóle to robię? – mruczę przestraszony – To zwykły żart. Ktoś się właśnie ze mnie śmieje.
            Oglądam się przez ramię. Mężczyzna w płaszczu zniknął. Kiedy odwracam głowę w stronę dworca, stoi przede mną z pistoletem wymierzonym prosto we mnie. Zamieram. Nikt go nie widzi? Już dawno powinna zjawić się tu ochrona dworca.
- Oddawaj walizkę, a nic ci nie zrobię. Rozstaniemy się w pokoju – odzywa się głuchym, metalicznym głosem facet w czerni.
Skoro jej chce to znaczy, że jest w niej coś wartościowego. A skoro ma broń to znaczy, że jest tym złym. Dobrze, że naoglądałem się tyle filmów z Liamem Neesonem.
            Nie tracę czasu. Rzucam się w bok, aby skryć się za najbliższym drzewem. Mężczyzna strzela. Huk odbija się echem od pobliskich budynków. Ludzie wpadają w panikę i zaczynają krzyczeć. Niektórzy porzucają swoje bagaże i biegną czym prędzej w stronę zabudowań, aby się schronić. Zza czarnej furgonetki wychodzi jeszcze dwóch czarnych typów. Ci ubrani są bardziej elegancko – w marynarki i krawaty. Ich twarze również zasłaniają ciemne okulary.

- W co ja się wpakowałem? A chciałem dzisiaj zamówić pizzę i pooglądać telewizję. A może nawet nie wrócę żywy do domu – przełykam ślinę przez zaciśnięte gardło i ostrożnie wychylam się zza pnia.
Mężczyźni naradzają się i pokazują coś palcem. Wykorzystuję ich nieuwagę i przebiegam za samochodami, przybliżając się do budynku dworca. Na ulicy nie ma już nikogo, samochody stanęły w nieładzie, a ich kierowcy uciekli w popłochu. Z dworca przypatrują się całej scenie setki przestraszonych oczu, nawet ochroniarze boją się skonfrontować z takimi typami. Wolą obserwować rozwój sytuacji z bezpiecznej odległości. Dzięki. Zostałem całkiem sam. Jeden na trzech. Ja mam walizkę, oni trzy pistolety naładowane nabojami. Cudowny dzień się zapowiada.
            Cały czas ich obserwując, zmierzam powoli do celu. Orientują się w końcu, że uciekłem zza drzewa i odwracają się, krzycząc coś. Pada kolejny strzał. Szyba za mną eksploduje ostrymi odłamkami, które wbijają się w moje plecy. Upadam na kolana. Ból przeszywa całe moje ciało. Na chwilę przestaję myśleć. Nie wiem, gdzie jestem i co tu robię. Upuszczam walizkę, która ląduje na chodniku z głuchym odgłosem.
            Jakieś czarne sylwetki zbliżają się do mnie szybkim tempem. W tym momencie w mojej głowie pojawia się jedno słowo: WALIZKA!
            Szybko staję na nogi i chwytam ją. Trzymając się za ucho, które jest dziwnie mokre, kuśtykam w stronę dworca. Już niedużo. Kilka metrów. Pada kolejny strzał. W jakimś samochodzie włącza się alarm. Cztery metry.

- Stój albo cię zastrzelę! – grozi jeden z facetów.
Mam to gdzieś. Ktoś otwiera drzwi i wpadam do środka niczym ranny żołnierz z pola walki.
- Gdzie tu są schowki na bagaże? – pytam jak gdyby nigdy nic.
Widzę na sobie zdziwione spojrzenia. Pewnie myślą, że jestem jakimś dziwakiem. Mało mnie to obchodzi. Muszę pozbyć się tej cholernej walizki!
- W tamtą stronę – mówi ktoś i wskazuje palcem drogę.
Kiwam głową w ramach podziękowania i wlokę się tam, zostawiając na podłodze czerwone ślady.

Przed oczami pojawiają mi się czarne plamki i już mam zemdleć, kiedy docieram w końcu do ściany z szafkami. Odnajduję wzrokiem odpowiedni numer i szarpię się z klamką. Zamknięte.
- Będzie pan potrzebował odpowiedniego klucza – odzywa się ktoś za moimi plecami.
Odwracam się zaskoczony. To sprzątaczka. Trzyma w ręku mop, którym ściera za mną pozostawione krwawe smugi. Patrzy na mnie z niepokojem i życzliwością.
- Dziękuję – mamroczę, schylam głowę i idę do obsługi dworca.
- Radziłabym też panu skorzystać z naszego punktu pierwszej pomocy! – woła za mną.
Bez problemu dostaję kluczyk i wracam do szafki. Po kobiecie i krwi nie ma już śladu. Drżącymi dłońmi otwieram schowek. Na środku leży złożona na pół kartka. Biorę ją ostrożnie, ale i tak zostawiam na niej czerwone odciski palców.


Koniecznie przeczytajcie drugą część!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz