19 października 2019

Siedem różnych wcieleń czyli Siedem śmierci Evelyn Hardcastle

Tytuł: Siedem śmierci Evelyn Hardcastle
Autor: Stuart Turton
Wydawnictwo: Albatros

Tragedia. Jednym słowem tragedia.

Jak ja dużo oczekiwałam po tej książce. Po tych pozytywnych komentarzach, opiniach, wpisach na blogach oczekiwałam powieści, która zwali mnie z nóg, czegoś po czym będę zbierać szczękę z podłogi. A w tym momencie chce mi się tylko płakać. Dlaczego tak ładna okładka skrywa tak nieporuszającą mnie treść?


Z góry przepraszam, ale czuję, że to, co teraz napiszę będzie bardzo chaotyczne.
Może zacznę nietypowo od tytułu powieści. "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" wskazuje na to, że być może główną bohaterką będzie właśnie tytułowa Evelyn. To jest jedna z tych książek, której opisu w ogóle nie czytałam przed kupieniem. Postanowiłam brać ją w ciemno skoro jest tak popularna wśród czytelników. Na początku, sugerując się jedynie tytułem, sądziłam, że będzie to historia podobna do "7 razy dziś" Lauren Oliver. Wiecie, dziewczyna będzie przeżywać jeden dzień w kółko dopóki nie zorientuje się, gdzie popełnia błąd i go naprawi. Oj, nic bardziej mylnego.
Historia opowiedziana jest z perspektywy Aidena Bishopa. Mężczyzna pewnego dnia budzi się w pokoju i nie wie, gdzie jest. Okazuje się, że to Blackheath - majątek rodziny Hardcastle. Aiden orientuje się, że znajduje się w ciele obcego mężczyzny - Sebastiana Bella, który został zaproszony na uroczysty bal i kolację przez gospodarzy. Tak naprawdę cała impreza została zorganizowana z okazji powrotu córki państwa Hardcastle - Evelyn - z Francji i w rocznicę śmierci ich najmłodszego syna. Sebastian jest nieźle zdezorientowany, a to uczucie nie towarzyszy tylko jemu, ale wszystkim czytelnikom. Od tego do tego okazuje się, że Aiden musi rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci Evelyn, która nastąpi o 11 w nocy. Dziwne? Odrobinę. Zwłaszcza, że w Blackheath dzieją się dziwne rzeczy. W gościnę zostały zaproszone dokładnie te same osoby, co 19 lat temu, kiedy tragiczną śmiercią zginął synek państwa Hardcastle. Okazuje się, że każda pojedyncza osoba ukrywa przed innymi swoje tajemnice.
Aidenowi, w ciele zdezorientowanego Sebastiana, jego rolę tłumaczy Anna i Doktor Dżuma. Anna to pokojówka, którą Aiden obdarzył sympatią. Jest też jego pomocnikiem, ale okazuje się kimś innym za kogo się podaje... Ja natomiast obdarzyłam ją uczuciem odwrotnym do sympatii. To była jedyna postać, która tak bardzo mnie irytowała... Emanowało od niej złymi fluidami, pychą i nie wiem czym jeszcze. Po prostu udawała miłą, a była taką zołzą trochę. Doktor Dżuma natomiast to czarny charakter, sprawca całego zamieszania. W komitywie działa z nim Lokaj, który próbuje bardzo namieszać i przeszkodzić Aidenowi w rozwikłaniu tajemniczej śmierci.
A zasady są proste. Dobra, to wszystko jest nieźle powikłane. Sama do końca tego nie rozumiem, ale spróbuję wytłumaczyć najlepiej jak umiem :) Aiden przez kolejnych siedem dni będzie budzić się w ciele innego gościa, który przybył do Blackheath. Pierwszym jego wcieleniem jest lekarz, Sebastian Bell. Drugim Roger Collins - kamerdyner, który zostaje dotkliwie pobity i traci przytomność. Potem wciela się w Donalda Daviesa. Tutaj Aidenowi nie podoba się gra, w którą musi grać, dlatego próbuje opuścić Blackheath. Niestety, nie udaje mu się to mimo całonocnej jazdy samochodem i marszu przez kilka kilometrów. W końcu Donald jest tak wyczerpany, że zasypia gdzieś pod drzewem. I tutaj dzieje się coś dziwnego i niezrozumiałego dla mnie. Zamiast obudzić się jako kolejna osoba, Aiden budzi się ponownie w ciele kamerdynera. I tak będzie dopóki dzień się nie skończy, a Evelyn nie umrze. Ucinasz sobie drzemkę i budzisz się w ciele poprzedniego mężczyzny. No proszę, bardziej zagmatwane nie mogło to być?! Dobra, następne wcielenie to lord Ravencourt, który jest tak otyły, że ledwie się rusza. Jak można przypuszczać, Aiden w jego postaci dużo fizycznie nie zdziałał, za to umysł lord miał całkiem sprawny. Piąte wcielenie to Jonathan Derby. Taki hultaj, za którym nikt w Blackheath nie przepada. Szósty w kolejce jest Edward Dance - starzec. Jim Rashton to wcielenie numer siedem. Jim jest konstablem w policji, więc jego umysł był zaprogramowany na prowadzenie dochodzenia. Ostatnim wcieleniem Aidena był Gold, który pobił kamerdynera.
Tak prezentują się wszystkie wcielenia głównego bohatera powieści. Doceńcie, że wszystko zapisywałam, bo w życiu nie zapamiętałabym tych wszystkich nazwisk. I to chyba jest minus tej powieści - mnóstwo bohaterów, w których zaczynacie się z czasem gubić. Zwłaszcza jak Aiden raz jest w ciele kamerdynera, potem lorda Ravencourta, potem Derby'ego, a potem wraca do kamerdynera... Można dostać kręćka.
Skończę zatem pisać o tych zasadach. Aiden musi współpracować ze wszystkimi swoimi wcieleniami, aby znaleźć mordercę Evelyn. Ale okazuje się, że nie tylko on utknął w Blackheath. Jego rywalami są Anna i Daniel Coleridge, którzy również walczą o to, aby opuścić dom. Aaa, i jeszcze jedna ciekawa rzecz. To nie jest tak, że jak Aiden jest w jednym wcieleniu to ma tylko jedną świadomość. Kurczę, nie wiem jak to ująć. Ale chodzi o to, że inne wcielenia przychodziły do Aidena i mówiły: "Jestem twoim kolejnym wcieleniem. Zrób to i to". Także to jest jeszcze bardziej dziwne. Ale po przeczytaniu tej powieści chyba już nic mnie nie zdziwi :D
Ale się zmęczyłam przy tłumaczeniu tego wszystkiego... Sami przyznajcie, że nie ma tu żadnej logiki. Jeszcze na końcu okazuje się coś, czego na pewno byście nie przypuszczali, więc będziecie tylko czytać i powtarzać: Co?! 
Nie wiem czy jest sens pisać o samej fabule coś więcej. Po prostu wiadomo jak to jest przy takich motywach. Coś się dzieje, nie wiadomo dlaczego, a dopiero w przyszłości nabiera to jakiegoś sensu. Piąte wcielenie Aidena zastanawiało się skąd ten liścik, skąd ta figurka, dlaczego wyrwano stronę z dziennika, natomiast ostatnie wcielenie okazuje się sprawcą niektórych tych rzeczy.
Oczywiście nie może być łatwo ująć zabójcę. Wszyscy są podejrzani, bo wszyscy coś ukrywają. I tak to się kręci.
Jest jedna rzecz, która jest warta podziwu. Konstrukcja tej historii to majstersztyk. Każda jedna najmniejsza sytuacja, przedmiot czy osoba mają sens, mają swoją historię. Wszystko opiera się na przeszłości i przyszłości. Tak naprawdę nie ma tu teraźniejszości. Cała opowieść jest doskonale przemyślana, bo zastanawiacie się razem z bohaterem, skąd Evelyn miała srebrny pistolet w momencie swojej śmierci, a potem okazuje się, że to kolejne wcielenie z przyszłości dało jej broń, aby zrealizować plan ujęcia zabójcy. Ciężko mi to opisywać bez spoilerowania, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że to jest godne podziwu.
Wracając do samej koncepcji wcielania się w różne osoby, przypomniały mi się książki Davida Levithana "Każdego dnia" i "Pewnego dnia". Tam chodziło o to, że A codziennie budził się w ciele innego nastolatka - albo chłopaka, albo dziewczyny w tym samym wieku. Ale osoba, którą opuszczał nic nie pamiętała z tego dnia. Jak widać, tutaj autor postawił na oryginalną, autorską wersję tej historii.
Pora zakończyć tę epistołę :)
Podsumowując, książka nie przypadła mi do gustu. Czekałam na ten moment, kiedy do reszty mnie wciągnie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Nawet na 10 minut. Czytałam z nadzieją, ale nawet to zainteresowanie nie pojawiło się przy ostatniej stronie. Trudno. Sama historia może i była ciekawa, ale nie spodobał mi się styl. Był taki toporny i ogólnie trudno mi było przebrnąć przez kolejne strony.
Z żalem stwierdzam, że "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" mocno mnie rozczarowała.
Czytaliście? Może macie inne zdanie o tej powieści?

23 komentarze:

  1. Przyznam szczerze, że jestem zaskoczona, bo do tej pory czytałam same pozytywne opinie o tej książce. W takim razie, będę musiała wyrobić sobie własne zdanie. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez jestem zdziwiona, bo książka byla strasznie chwalona. Musze sama sie przekonac ;)

      Usuń
    2. To tylko moja opinia :D Widocznie należę do mniejszości, bo ja też wiele dobrego się o niej naczytałam... Widocznie coś nie zaskoczyło :/

      Usuń
  2. Chcę przeczytać tą książkę odkąd miała premierę. Twoja recenzja jest pierwszą nieprzychylną opinią o niej. Nie zmienia to faktu, że dalej chcę ją przeczytać, ale fajnie jest poznać inne zdania na jej temat z argumentami. Jestem ciekawa, do którego grona czytelników ja się zaliczę.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tylko moja opinia, więc faktycznie lepiej się nie zniechęcać, a samemu się przekonać czy się spodoba ;)

      Usuń
  3. To prawda, historia jest pokręcona, trudno ją wytłumaczyć, ale mnie się to powikłanie szalenie podoba, bo lubię takie klimaty. Ale rozumiem, że Ciebie nie porwała, zwłaszcza, że styl jest faktycznie dość toporny. To po prostu trzeba lubić takie historie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wrócę do niej za jakiś czas i przeczytam ponownie? Może wtedy coś się zmieni :D

      Usuń
  4. Jeszcze jej nie czytałam ale mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chce tę książkę bardzo przeczytać, w szczególności kiedy opisałaś tę wędrówkę z ciała do ciała.. może mi przypaść do gustu. Nie przejmuj się, że Tobie się ona nie podoba . To normalne, przecież każdy z nas ma inne upodobania i tyle, ale rozumiem Cię doskonale, że kiedy człowiek nastawi się na dobrą książkę, a ta okazuje się być klapą jest bardzo frustrujące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo frustrujące :D Ale co zrobić, czasami tak już jest :/

      Usuń
  6. Kurcze, szkoda że się rozczarowałaś. Widzisz ja znowu jestem nią zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Książkę kojarzę, ale jeszcze jej nie czytałam i raczej się nie skuszę, bo to nie moje klimaty. Szkoda, że Cie rozczarowała.

    OdpowiedzUsuń
  8. O kurczę. A już się przymierzałam do tej książki. No to teraz jestem ciekawa, czy rzeczywiście jest tak słaba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słaba to chyba złe słowo, żeby ją określić. Dla jednych jakaś książka jest genialna i niesamowita, dla drugich będzie nieciekawa. Po prostu mi się nie spodobała ;)

      Usuń
  9. Raczej nie mam w planach. A po takiej recenzji już w ogóle sobie odpuszczę. :)

    Pozdrawiam serdecznie ♥♥
    Nie oceniam po okładkach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz sugerować się tylko moją opinią ;)

      Usuń
  10. O, widzisz - to jest fajne, że ta sama książka wzbudza tak różne odczucia, bo ja na przykład byłam zachwycona :) Bardzo mnie wciągnęła i nie mogłam się od niej oderwać. Na pewno znajdzie się wśród topowych książek tego roku :) Ale doskonale rozumiem, że w Tobie mogła wywołać całkowicie inne emocje i nie przypaść Ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama nie wiem, dlaczego tak się stało :( Może przeczytam ją kiedyś jeszcze raz...

      Usuń
  11. Wydaje mi się ciekawa, ale na koniec piszesz, że się rozczarowałaś. CHyba będę musiała sama ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie po prostu ta historia nie porwała, a to jest fakt, że nie słyszałam innych negatywnych opinii o tej powieści ;)

      Usuń