5 marca 2019

Akademik? Nie, dziękuję.

Na pewno większości życie studenckie kojarzy się z mieszkaniem w akademiku. Może ktoś z Was ,,doświadczył" tego na własnej skórze. Przyznam się, że w akademiku (właściwie w dwóch różnych) mieszkałam przez 11 miesięcy. Nie tak długo jak pięcioletni weterani, których tak na marginesie podziwiam, ale dosyć długo, aby podzielić się swoją opinią i spostrzeżeniami.

    *oczywiście tak nie wyglądał mój akademik, jakby ktoś był ciekawy ;)

Zacznijmy od tego, że równanie akademik=imprezy nie jest do końca takie prawdziwe. Nie twierdzę, że to kłamstwo czy wymysły wyssane z palca. Oczywiście, że są imprezy! Ale częściej ich nie było. Ale może zacznę od początku, żeby wszyscy wiedzieli jak się sprawy mają. Po prostu opiszę swoją historię.
W pierwszym akademiku było naprawdę spokojnie. Naprawdę. Korytarz pusty o każdej godzinie, każdego dnia, zwłaszcza w weekendy. Od czasu do czasu pojawiały się pojedyncze osobniki, które przemykały chyłkiem, aby przypadkiem nikogo nie spotkać. W kuchni (bo była jedna na cały korytarz) prawie nikogo nie uświadczyłaś. Brakuje tylko toczących się kłębków kurzu po korytarzu. Ale tu muszę napisać, że panie sprzątały z dużym zaangażowaniem. Czasami zbyt dużym. To, co najbardziej mnie irytowało to ich wyczucie czasu. Nie ma to jak zaczynać sprzątać o 7 rano, jeszcze w poniedziałek. Albo w ,,porze śniadania". Idziesz szczęśliwa do kuchni z zamiarem ugotowania sobie parówek, bo tylko to masz na śniadanie (albo aż), a tam właśnie wielkie sprzątanie.
Ja: Czy można sobie tylko ugotować parówki?
Grzecznie, z uśmiechem.
Pani: Nie. Na piętro wyżej lub jak skończę.
Ja (myślę): Ok. Ile może jej to zająć? No niedługo.
Wracam do pokoju. Obliczam z dokładnością do jednej minuty, kiedy najpóźniej mogę je ugotować, żeby zdążyć zjeść i wyjść na uczelnię. Nasłuchuję i kurczę, mam wrażenie, że ta pani specjalnie się nie śpieszy, a mnie krew zalewa, a właściwie żołądek skręca się z głodu.
A żeby to było tylko raz!
A wracając do imprez, a właściwie ich braku. Korytarz, na którym mieszkałam był wyjątkowo spokojny. Miałam wrażenie, że większość znika na weekendy. Żadnej integracji, nikt nie chce nikogo poznać. Żadnych imprez. Z jednym wyjątkiem. Otóż miałam sąsiadów cudzoziemców (kierunek Wschód), którzy jako jedyni robili sobie posiadówki w pokoju. Gorzej, bo często też na korytarzu, akurat przed drzwiami mojego pokoju. No, nic. Nie będę tu teraz narzekać, choć nie raz ogarniała mnie szewska pasja.
Ogólnie rzecz ujmując - spokojnie.
Drugi akademik był już inny. W porównaniu z tym pierwszym dałabym mu nawet ze dwie gwiazdki. Przede wszystkim za to, że łazienka i kuchnia były na dwa pokoje, a nie na cały długi korytarz. I tu już był klub studencki, więc w piątki i soboty wieczorem było głośno. Ale o tyle o ile. Na korytarzu żywego ducha, czyli powtórka z rozrywki (chyba, że ja mam takiego pecha). Nie było też mowy o jakiejś integracji. Może jedynie wtedy, kiedy szło się do kogoś po klucz do pralni (pomieszczenia z jedną pralką). Wtedy musiało się zamienić z kimś słowo.
- Przyszłam po klucz.
- Proszę.
- Dzięki.
Tak to było.
Wiem, że w innych miastach jest zupełnie inaczej, że studenci się integrują, wychodzą z pokojów nawet!
Nie wiem, może po prostu trafiłam do takich, a nie innych miejsc. I tu przychodzi pora na wnioski. Albo nie - na obserwacje. Otóż za dużo czasu spędzamy w internecie, pisząc z innymi na czatach, a za mało czasu spędzamy z ludźmi na rozmowie w cztery oczy. Potraktujmy to jednak jako wniosek.
Aaaa i najważniejsze! Czy było tak źle jak to niektórzy straszą? Nie. Czy wróciłabym do akademika? Nie wiem (raczej nie).
A Wy macie jakieś doświadczenia z akademika?
PS Mogę napisać więcej anegdotek z mojego pobytu w akademikach jeśli będziecie zainteresowani ;)

11 komentarzy:

  1. Dziwne, gdy ja mieszkalam w akademiku ciągle przesiadywałam u ludzi z mojego roku. Musialas miec strasznhch introwertykow.
    Pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś szczęście ;) ja z akademika utrzymuję kontakt tylko z moimi współlokatorkami...

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy post :) I trochę też mnie rozśmieszył. Oczywiście pozytywnie :D
    Mieszkam w akademiku od dwóch lat i teraz czeka mnie kolejny rok. Byłam przerażona, jak tam szłam, a się okazało, że nie wiem, jak nawet mają na imię moje sąsiadki. Ze współlokatorkami też raczej nie miałam żadnych problemów, a jedna jest teraz moją dobrą przyjaciółką :)
    Tylko ja mam całkowicie inne odczucia niż Ty. Jak dobrze, że są te telefony i internet :D Spędzam po kilkanaście godzin z ludźmi, większość tego czasu z nimi rozmawiam, po czym wracam i... Nadal mam ludzi. Jak ktoś w akademiku oprócz współlokatorek chciałby ze mną rozmawiać, to bym udusiła. Nawet tracąc opinię towarzyskiej :D
    Pozdrawiam serdecznie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akademik rządzi się swoimi prawami. Faktycznie, tam nie odpocznie się od ludzi, bo oni są wszędzie :D Jeśli ktoś jest osobą, która często lubi przebywać sama ze sobą, lubi swoje towarzystwo i ciszę, to nie jest miejsce dla niego... I dlatego tam nie wrócę :P

      Usuń
  3. Też napisałam kilka postów z serii o życiu studenckim :D
    Mam podobne odczucia jeśli chodzi o imprezy, nie ma integracji, przez większość czasu ludzie siedzą w pokojach. Z obcokrajowcami miałam różne ciekawe przeżycia łącznie z kradzieżą nowego garnka 😂 A raz nawet zdarzył nam się "napad", który do tej pory w zartach wspominamy.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z obcokrajowcami to zawsze jest ciekawie :P Chętnie wpadnę i poczytam!

      Usuń
  4. Moje życie studenckie dopiero się zacznie (tylko akurat będę na mieszkaniu z koleżankami), chociaż miałam mały przedsmak w liceum – mieszkałam w internacie i był to świetny czas, bo poznałam wielu cudownych ludzi, z którymi cały czas mam kontakt i z niektórymi było jak u Ciebie – nie wychodzili, nie odzywali się za często do nas, ale znaleźli się i tacy, których słychać było na cały budynek XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Ci powodzenia życzę na studiach ;) Teraz też mieszkam z koleżankami w mieszkaniu, więc to jest niebo a ziemia w porównaniu z akademikiem :D

      Usuń
  5. Mieszkałam w akademiku, ale to były jeszcze czasy przed rozpowszechnieniem się Internetu, i pewnie stąd różnica. Życie towarzyskie kwitło. Ja akurat miałam odwrotny problem: jak dla mnie było tego towarzystwa, rozmów, hałasu za dużo. Wzajemne odwiedzanie się przeważnie było miłe, ale wieczne rozmówki, nasiadówki na korytarzach, imprezki... po prostu hałas, który mi przeszkadzał. Brakowało mi skupienia, ciszy... I tak źle, i tak niedobrze. Dzisiaj są znów inne czasy... Weź pod uwagę, że skrajność w każdym kierunku jest niedobra. Jak nie można się uczyć przez zbyt wybujałe życie towarzyskie innych mieszkańców, to też nie jest fajnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Teraz jest internet, więc młodzi ludzie spędzają więcej czasu przy telefonach czy komputerach. Ale to nie jest do końca dobre, bo zamykają się na towarzystwo innych osób. Jeśli chodzi o akademiki - byłam tylko w dwóch w tym samym miejscu, więc trudno mi powiedzieć czy taka atmosfera jest w każdym akademiku... Raczej w to wątpię. Przykład mojej przyjaciółki - mieszkała w akademiku. Były towarzyskie spotkania, rozmowy i imprezy, ale jeśli miała się czegoś uczyć to spokojnie to robiła. Może za jakiś czas życie w akademikach znowu ewoluuje :P

      Usuń
  6. W akademiku przeżyłam dwa lata i nie chciałabym więcej :D integracji nie było. Były raczej 2-3 grupy "okupantów", którzy uparcie siedzieli na środku korytarza, prowadząc dyskusje o życiu w akompaniamencie głośnej muzyki i paląc hurtowe ilości papierosów. Zazwyczaj okupacji pooddawali drzwi łazienki, więc chcąc iść skorzystać czy wziąć prysznic przebić się trzeba było przez ich wyciągnięte nogi i stosy niedopałków. Niesamowicie krępujące, bo ledwo się przeszło, a już słyszało komentarze na swój własny temat. Co akademik to inna historia :)

    OdpowiedzUsuń